Zamek Topacz międzynarodowy ślub plenerowy
… czyli #bigfatpolishwedding :) Przed Wami reportaż, który już dawno chciałam opublikować i z przyjemnością wracam pamięcią do tamtego dnia. Gdy przeczytacie ten wpis, sami zrozumiecie czemu!
ślub i wesele: Zamek Topacz
Oficyna i Sala Kolumnowa
kwiaty: Kwiaciarnia Dafe
makijaż i fryzura: Agata Wielocha – Hair & Make Up Artist
Anna i Daniel zdecydowali się zorganizować swój polsko-duński ślub w formie humianistycznej przysięgi w plenerze. Zamek Topacz nieopodal Wrocławia nadaje się idealnie na takie ceremonie. Cały dzień był zresztą zorganiozwany perfekcyjnie. Od początku przygotowań uderzył mnie spokój i luz młodej pary. Ale nie oszukujmy się, nie było to tylko kwestią cudownego zrządzenia losu i ich niesamowitych charakterów! Ania już tydzień przed ślubem dopięła z wykonawcami wszystkie szczegóły i zostawiła sobie kilka luźniejszych dni przed przyjęciem, żeby po poprostu odpocząć.
Ania i Daniel mają dwójkę małych dzieci, co jak wiadomo niespecjalnie służy relaksowi :) Para młoda podjęła odważną decyzję, żeby podczas całego dnia bliźniaki zostawić pod okiem opiekunki. W dniu ślubu raz na jakiś czas widziałam ją przemykającą z dziećmi w wózku, ale znikała w oka mgnieniu, gdy tylko Anna pojawiała się na horyznoncie. Każda mama wie, jak skończyłoby się takie spotkanie… Latorośle zabraliśmy tylko na 20-minutową sesję po ceremonii i tyle je widziałam. W tym przypadku ten scenariusz sprawdził się świetnie. Uwielbiam dzieciaki na ślubach za cały koloryt i spontaniczność. Mam jednak nieoparte wrażenie, że rodzice nie bawiliby się tak świetnie na WŁASNYM weselu, gdyby co chwila słyszeli „mamo, tato” :)
Komunikacja z młodą parą przed ślubem to dla mnie bardzo ważny element. Zawsze pytam, czy co jest dla Was ważne w fotografii ślubnej, czy planujecie jakieś niespodzianki i czego na pewno nie powinnam przegapić. Gdy wiem, że ślub jest międzynarodowy, robię dodatkowy szczegółowy wywiad na temat tradycji weselnych. Tym razem było ich zaskakująco dużo! Wszystkie te duńskie tradycje weselne pojawiają się na zdjęciach, zachęcam do tropienia ich podczas oglądania:
1) My podczas toastu śpiewamy „nas uczyli w szkole…” a Duńczycy wybrali formę niewarbalną. Gdy weselnicy stukają sztućcami o talerze, para młoda musi całować się na stojąco. Gdy natomiast wszyscy mocno tupią nogami, para młoda całuje się pod stołem. Często dzieje się to na przemian i biedni nowożeńcy mają niezłą gimnastykę.
2) Kolejka po buziaka. Gdy młoda żona na chwilę opuści sale weselną, do pana młodego błyskawicznie ustawiają się w kolejce wszystkie panie by go wycałować (wiek i stan cywilny bez znaczenia!). I na odwrót – gdy pana młodego na moment zabraknie, panna młoda nie znajdzie chwili wytchnienia.
3) Toasty. Tradycję wygłaszania weselnych toastów w krajach północnych zna pewnie każdy. Toasty potrafią trwać nawet półtorej godziny. Tutaj większość wygłaszana była po duńsku i polując na emocje ciężko było mi przewidzieć, kiedy będzie puenta, najbardziej zabawny czy wzruszający moment. Level hard!
4) Podczas pierwszego tańca, goście otaczają parę młodą. Pod koniec utworu krąg zaczyna się niebezpiecznie zacieśniać, goście są coraz bliżej, bliżej i…
5) Mężczyźni biorą pana młodego na ręce, ściągają mu buty i obcinają końcówki skarpetek. Ma to zapewnić wierność małżeńską, dosłownie sprawić by nie smalił cholewek do nikogo innego :) W tym samym czasie panienki niszczą welon pannie młodej.
Uwielbiam takie kulturowe smaczki! Powiem Wam, że fotografowałam już sporo międzynarodowych ślubów we Wrocławiu. Jednak to był pierwszy kraj, który miał tak bogatą tradycję zwyczajów ślubnych jak polskie. Może coś w tym jest i świadczy to o jakimś podobieństwie między naszymi krajami? Może dzięki temu Anna i Daniel stanowią dobraną parę?