Kwitnąca sesja narzeczeńska
Marlena i Marcin odezwali się do mnie, pisząc, że nie chcą żadnego innego fotografa. Termin ich ślubu ustalaliśmy wspólnie, według dostępności terminów moich i sal weselnych. Czułam, że jestem osaczona i już przed nimi nie ucieknę. Gdy jakis termin mi nie pasował, oni wszystko układali tak, żeby jednak udało się spotkać na ślubie… Co miałam biedna zrobić, po prostu musiałam ich sfotografować!
M&M to nie jest ten typ pary, która przeżyła ze sobą wszystkie studniówki i osiemnastki. Ich historia jest inna. Są ze sobą od stosunkowo niedawna, ale za to intensywnie nadrabiają ten czas. Spotkali się na randce w ciemno i już od pierwszego dnia nie mogli się ze sobą nagadać. Spacerowali po Wrocławiu przez 7 godzin… aż przyjaciółki Marleny zaczęły się martwić, że ta nie daje znaków życia. Na szczęście nieznajomy nie okazał się wariatem i wszystko doprowadziło do ich „narzeczeństwa”. Narzeczeństwa w cudzysłowiu, bo tak naprawdę oficjalne oświadczyny miały miejsce tuż przed naszą sesją fotograficzną. Pewnie dlatego, że wypadało, żeby jakiś pierścionek zaręczynowy pojawił się na zdjęciach :) Jak widać, nie wszystko zawsze trzeba robić po kolei! Naszą sesję wykonaliśmy w Sadach nad Casiną (dziękujemy ogromnie za gościnę) wykorzystując pięknie kwitnące jabłonie. Myślę, że lepszej metafory dla zakochanych chyba nie można sobie wyobrazić! Zostawiam Was ze zdjęciami i życzę Wam równie romantycznych historii w Waszym życiu :)
Edit: Małe sprostowanie: To nie była randka w ciemno! Marlena i Marcin znali się już wcześniej, ale od tego spaceru wszystko się zaczęło. Redakcja Serdeczności serdecznie przeprasza za to nieporozumienie i obiecuje trzymać się faktów w przyszłości.

























